piątek, 8 marca 2019

IBU Craft Beers - sam nalej sobie piwa


Początkiem marca w Gliwicach otwarty został nowy multitap - IBU Craft Beers. Inicjatywa stworzona przez Szymona Bulandę i Tomka Rudla opiera się na koncepcji samoobsługowego multitapu, w którym klienci mogą sami sobie nalać piwa w dowolnej ilości. Lokal położony jest przy zbiegu ul. Zwycięstwa i Rynku, w miejscu dawnej restauracji Bagatela, a prace remontowo-przygotowawcze trwały prawie 20 miesięcy. Czy było warto i czy są tego efekty?


Wnętrze utrzymane w surowym charakterze wypełnione jest industrialnymi wstawkami w postaci beczek, surowego drewna, postarzanych mebli oraz stalowo-drewnianych stołów. Główne dwa punkty wnętrza stanowią "Cyberbarman" oraz charakterystycznie wygięty bar, przy którym możemy zaopatrzyć się w kartę potrzebną do zamawiania piw. Kosztująca 3 zł karta staje się od razu naszą własnością i jednocześnie kartą stałego klienta, którą można wykorzystać podczas kolejnych wizyt w IBU. Aby mieć możliwość nalania sobie piwa z "Cyberbarmana" musimy jeszcze doładować kartę wielokrotnością 5zł. Ceny piwa przeliczone są na 100 ml i proporcjonalnie zmniejszają się lub zwiększają w zależności od tego, ile wlejemy do szkła. Dla przykładu - minimalna kwota, za którą możliwe jest nalanie piwa to 10-15 groszy, maksymalna - pozostaje w sferze naszej fantazji. Co w przypadku kiedy piwo się pieni? Czy system nalicza nam opłatę za nalaną pianę? Otóż nie. W piwnicy dokładnie pod "Cyberbarmanem" ukryty jest system wyszynku. Piwo wypychane jest azotem, a dodatkowo na rurkach prowadzących do kranów zainstalowane są specjalne "odpieniacze", które są gwarancją bezpieczeństwa, że nie wlejemy do naszego szkła samej piany. Dodatkowo - czujnik przy kranie ustawiony jest na "naliczenie" tylko płynów. Do poszczególnych piw można wybrać dopasowane charakterem szkła. W specjalnej szafie przy nalewakach czekają na nas - IPA Glass, "Teku", Snifter, szkło do lagerów, Nonic itp. Co ważne - jeśli przez 60 sekund od włożenia karty do portu przy odpowiednim nalewaku, nie nalejemy żadnego piwa, wtedy system zablokuje nam kartę, którą musimy ponownie aktywować przy barze. Ma to zapobiegać sytuacjom, w których zostawimy naszą kartę w "Cyberbarmanie" i ktoś będzie chciał wyzerować nasze konto.

W mojej opinii samoobsługowy "Cyberbarman" jest ciekawym rozwiązaniem dla osób, które chcą mieć możliwość spróbowania wielu piw w ciągu jednego wieczora. Deski degustacyjne w wielu wypadkach się nie sprawdzają, a samoobsługowy system pozwala uniknąć nam sytuacji, kiedy weźmiemy sobie 300 ml piwa, a już po kilku pierwszych łykach przestaje nam ono smakować. Z pewnością znajdą się też przeciwnicy tego typu multitapów, ale póki co zalety zdają się przesłaniać ewentualne wady takiego rozwiązania.

Od samego początku IBU Craft Beers cieszy się dużym zainteresowaniem. Dwa dni po otwarciu, w czwartkowy wieczór, wnętrze lokalu wypełniało się stopniowo i z uznaniem można przyznać, że frekwencja dopisywała. Wyraźnie widać, że to dopiero pierwsze dni działalności multitapu, ale mimo tego obsługa dwoiła się i troiła w pomocy obsługi nalewaków, zbierania pozostawionego szkła, czy zbierania zamówień do tutejszej kuchni. Oferta jedzeniowa nie jest póki co mocno rozwinięta - postawiono na m.in. focaccię, wołowinę z nachosami, burger z szarpaną wieprzowiną, frytki czy przekąskę w postaci karmelizowanego słodu. Zamówiony przeze mnie burger okazał się bardzo smaczny i esencjonalny i co cenię najbardziej - od razu można było wyczuć, że bułka była wypiekana na miejscu.

Przestronność lokalu, duży wybór piw (20 nalewaków + butelki), dobre położenie w centrum miasta, a także stopniowo rozwijająca się kuchnia i oferta drinków na barze, są dobrym początkiem dla nowego multitapu na mapie Gliwic. Właściciele to bardzo pozytywne i otwarte na działania osoby, które postanowiły stworzyć multitap o nieco innym charakterze. Radość i frajda na twarzach pierwszych klientów odwiedzających IBU mówią same za siebie. Bo kto nigdy nie marzył, żeby samemu sobie nalać piwa?












poniedziałek, 4 marca 2019

Radegast Expres - pociągiem do browaru


Wycieczki do browarów połączone ze zwiedzaniem oraz degustacją piwa na miejscu nikogo już raczej nie dziwią. Na fali wzrostu popularności piwa (nie tylko rzemieślniczego) browary w wielu miejscowościach stały się jednymi z punktów na turystycznych mapach. Co jednak jeśli do browaru zawiezie nas pociąg? I to nie byle jaki tylko klasyczny czeski Motorak. I nie podrzuci nas tylko na peron pobliskiej stacji, ale podwiezie po zakładowej bocznicy aż pod same drzwi budynku warzelni. Brzmi interesująco? W takim razie muszę Wam opowiedzieć o Radegast Expres.

O wycieczce bezpośrednim pociągiem do browaru nie słyszałem nigdy wcześniej. Magiczna moc social-media skierowała do mnie reklamę wydarzenia i mechanizmy Facebooka nie musiały długo czekać aż kliknąłem "jestem zainteresowany". Przez chwilę poczytałem o idei wydarzenia, zerknąłem na formularz rezerwacji, namówiłem kolegę z rodzinnego miasta i dwa tygodnie później pojawiliśmy się na peronie stacji w Czeskim Cieszynie, by wsiąść do tzw. Motoraka i pojechać nim aż do Nošovic. To tam znajduje się Pivovar Radegast, wybudowany i uruchomiony na przełomie lat 60 i 70 XX wieku, który ze względu na bliskie położenie przy polsko-czeskiej granicy jest częstym miejscem polskich wycieczek. O historii browaru pokrótce dowiedzieliśmy się na miejscu. Pivovar Radegast został uruchomiony na skutek zamknięcia browaru w Karvinie oraz rosnącego niedoboru piwa w regionie. Jego nazwa została zaczerpnięta od słowiańskiego boga Radegasta i wybrana przez mieszkańców w głosowaniu. Jak można się spodziewać - budowany pod koniec lat 60 XX wieku - przybrał bardzo przemysłową formę i obecnie kojarzy się bardziej z zakładem produkcyjnym niż tradycyjnie pojmowanym czeskim browarem.

Wracając jednak do naszego pociągu. Radegast Express organizowany jest kilkukrotnie w ciągu roku przez Slezský železniční spolek. Kursuje na trasie Ostrawa - Nošovice - Ostrawa, zatrzymując się po drodze na wybranych ważnych stacjach. My mieliśmy możliwość wsiadania w Czeskim Cieszynie, gdzie w oczekiwaniu na pociąg, w dworcowym barze chlapnęliśmy Staropramena 11°. Nigdy wcześniej, tak wcześnie (bo około 9 rano) piwo nie smakowało tak dobrze. Przejazd pociągiem upłynął w miłej atmosferze dzięki m.in. towarzystwu czeskich melodii wygrywanych na harmonijce przez jakiegoś Mateja czy Ondreja oraz sporemu zapasowi Radegasta 10°, który można było zakupić od pokładowej obsługi. 



Po przyjeździe na bocznicę browaru Radegast zostaliśmy zaproszeni do "części turystycznej", gdzie przewodnicy odtworzyli krótki film o browarze (czysta woda, świeży chmiel i inne propagandowe tematy), a później pojawiła się możliwość zrobienia zakupów w przybrowarnianym sklepiku. Nie mogliśmy sobie odmówić spróbowania Radegasta Ryze Horka 12°, który wypełnił czas w oczekiwaniu na dalsze zwiedzanie browaru. 






Kolejno zostaliśmy zaproszeni do pomieszczeń słodowni, później przeszliśmy przez magazyn, halę czyszczenia butelek i halę rozlewu, pomieszczenia z tankami leżakowymi i na samym końcu pomieszczenia mieszczące warzelnię. Bardzo oryginalnym rozwiązaniem okazało się akwarium, które było niejako wbudowane w jedną z kadzi warzelni i miało świadczyć o czystości wody stosowanej w browarze. Ach ci Czesi i ich pomysły... Po obejrzeniu sporych rozmiarów kadzi przeszliśmy do windy, która zawiozła nas do głównego punktu programu zwiedzania. Pubu firmowego browaru umieszczonego na dziesiątym piętrze wieży, z której roztaczał się widok nie tylko na browar, ale też całe Nošovice. Do kufla trafiła solidna porcja Radegasta Ryze Horka 12°, do której można było przekąsić chlebem ze smalcem. Z kranu można też było wybrać 10°, Birell Nealko oraz sezonowe piwo Volba Sladku. Gdy wszyscy odwiedzający otrzymali już swoje Horky, najlepszy barman Czech (podobno) opowiadał i prezentował różne sposoby nalewania piwa, rozdając kolejne porcje gościom, którzy nie byli nawet w połowie swojego pierwszego kufla.  Z dumą opowiadał o Hladince, Šnycie czy Mliko. Jednak w przypadku tego ostatniego mocno się zdziwił, gdy poprosiliśmy go o nalanie dwóch kufli dla nas. Przewodnik tylko cicho szepnął nam abyśmy wychylili je czym prędzej, po czym podał nam dwa kufle klasycznie nalanej Hladinki. Jak widać, Mliko w interpretacji Czechów jest raczej tylko dla kobiet i raczej tylko na pokazach. 












Po prawie dwóch godzinach spędzonych w browarnianym pubie, zostaliśmy skierowani z powrotem do pociągu. Po zapakowaniu się na swoje miejsca, zauważyliśmy że spora część pasażerów była już dość mocno wcięta, a i nam zaczęły dopisywać nadzwyczaj dobre humory. Po krótkich manewrach przy browarze i około czterdziestominutowej podróży, dotarliśmy z powrotem do Czeskiego Cieszyna, gdzie spotkaliśmy Polaków, którzy również brali udział w zwiedzaniu Radegasta. Udało się nam razem wybrać na obiad w postaci zupy czosnkowej i smażonego sera, a wszystko dodatkowo poprawić sezonowym Volba Sladku, które zasadniczo nie różniło się niczym od Radegasta 10°

Z pewnością zastanawiacie się ile mnie to kosztowało i czy było warto? Bilet na Radegast Expres to koszt 350 koron czeskich, co daje około 60zł w przeliczeniu na naszą walutę. Cena biletu pokrywała przejazd (niezależnie od stacji na której się wsiadało), zwiedzanie browaru (około godziny) oraz 3 porcje piwa w pubie na terenie browaru.  Za wszelkie dodatkowe piwa w pociągu i w pubie musiałem zapłacić dodatkowymi koronami. Czy było warto? Wycieczka po browarze była zminimalizowana do najważniejszych miejsc bez szczególnego zapuszczania się w zakamarki. W porównaniu do Browaru Zamkowego w Cieszynie, który miałem okazję zwiedzać kilka lat wcześniej, Pivovar Radegast okazał się po prostu sprawnie funkcjonującym zakładem produkcyjnym. Tyle i może aż tyle. Najciekawszym miejscem okazało się pomieszczenie warzelni, głównie dzięki oryginalnemu wystrojowi wnętrza, który nieustannie przypomina o latach powstawania browaru. W temacie piwa - już dawno nie pamiętam, żeby czeskie 10° czy 12° tak dobrze mi smakowały. Być może była to kwestia towarzystwa i klimatu, być może długa przerwa od klasycznych "leżaków", niemniej muszę przyznać, że z wszelkich czeskich piw z dużych browarów, Radegast zasmakował mi jak dotąd najbardziej.

Jeśli nie byliście wcześniej w żadnym browarze, to warto podejść do Radegasta z pewnym dystansem. Tak jak określiłem to wcześniej - jest to bardziej zakład produkcyjny niż turystyczne miejsce, niemniej każdy powinien odnaleźć w nim coś dla siebie. Jeśli byliście w dużych polskich browarach, ale nie smakowało Wam piwo - wtedy w 100% warto pojechać do Nošovic. Wasze kubki smakowe powinny Wam podziękować. Dodatkowo - jak można odmówić sobie przyjemności bycia dowiezionym w sam środek browaru. Pociągiem, klasykiem, ze świetnym klimatem i zimnym piwem na pokładzie.