poniedziałek, 27 lutego 2017

Bevog - austriacko-słoweńskie leśne stwory


Browar Bevog miałem okazję poznać już jakiś czas temu, dzięki pojawieniu się na sklepowych półkach krakowskiej Strefy Piwa. Później zrobiło się o nim głośno za sprawą kontrowersyjnej etykiety do "Shower Beer", której przewodni motyw wychudzonego kościotrupa pod prysznicem podziałał na wyobraźnię i skojarzenia szerokiego grona beer geeków w naszym kraju. Zresztą sami Słoweńcy, którzy są właścicielami browaru postanowili się nieco wyróżnić na rynku i swój browar postawili w... Austrii - kilka kilometrów od słoweńskiej granicy. Wynikało to głównie z urzędowych komplikacji, ale bądź co bądź stali się dzięki temu charakterystyczni. Austriacy mówią, że Bevog jest ich, a Słoweńcy że ich - komu bardziej wierzyć? Nie wiadomo. 

Warto jednak zwrócić uwagę na Bevoga z kilku powodów - warzą świetne piwa, mają piękne etykiety osadzone w leśnym, baśniowym klimacie oraz jako jedni z niewielu w tej części Europy wprowadzili różne opakowania dla swoich piw, według podziału - wszystkie jasne piwa, które mają być maksymalnie świeże trafiają do puszek, wszystkie ciemne piwa trafiają do butelek. Spowodowane jest to wpływem światła na piwo, które po dłuższym czasie powoduje m.in. utlenianie, a to w większości nie wpływa negatywnie na ciemne style. 

Korzystając z jesiennej aury za oknem oraz małego zapasu piw Bevoga, przywiezionych z austriacko-słoweńskiego pogranicza, wybrałem się do pobliskiej puszczy na sesję zdjęciową. W końcu główny motyw etykiet Bevoga stanowią leśne stwory.





Po sesji zdjęciowej przyszła pora na spróbowanie piw Bevoga. Nie ma czego się obawiać - "potwory" z etykiet nie były takie straszne...

Deetz - Golden Ale oferuje świeży, wyraźnie chmielowy aromat, który czuć wyraźnie już po samym otwarciu puszki. W miarę kolejnych chwil pojawiają się rześkie, lekkie akcenty białych winogron. W smaku wyraźnie słodowe, lekko wytrawne z niską goryczką i lekko owocowym finiszem. Do tego wystarczy dodać jeszcze lekką nutę chmielu i białych owoców i otrzymujemy mocno sesyjne piwo, które w chwilę znika ze szkła. 



Tak - Pale Ale jest już bardziej chmielowe, żywiczne i intensywne. W smaku pojawia się wyraźna goryczka łącząca się w wyraźnym żywicznym akcentem, który później przechodzi w owocowy finisz przypominający mieszankę ananasa i mango. Tło stanowi lekko ziołowy posmak, a po dłuższej chwili pojawia się nieco przyciężkawy karmelowy akcent, który zaburza wcześniejszy doskonały obraz piwa. Niemniej pije się je przyjemnie.



Kramah - IPA  to już pełna jazda bez trzymanki, jeśli chodzi o żywiczno-sosnowe akcenty. Te łączą się tutaj z aromatem grejpfruta oraz mięty. W smaku wyraźna goryczka, słodowość i specyficzny ziemisty akcent na finiszu łączą się z karmelowymi nutami i nieco płaską, nudną teksturą piwa. Wyrazista goryczka zachwyca, ale brak owocowych akcentów w smaku nieco rozczarowuje. 




Rudeen - Black IPA  można opisać jako mieszankę paloności, czekolady i lekkich żywicznych nut, przypominających gałęzie sosny. W smaku dużo czekolady, dużo paloności, wytrawny i żywiczny finisz z dużą dozą chmielu. Niska goryczka oraz lekka słodycz mieszają się z wytrawnością finiszu i co przyjemnie wybijają na wierzch żywiczny charakter piwa. 






wtorek, 21 lutego 2017

Kwasimy: Cascade Brewing w Dobrym Zbeerze


Jesteśmy jednymi z osób, które uwielbiają wszelkie kwaśne piwa, dlatego nie mogliśmy sobie odpuścić panelu degustacyjnego z Cascade Brewing, który zorganizowała ekipa Dobrego Zbeera. Browar z Portland w stanie Oregon, założony w 1998 roku, specjalizuje się w warzeniu różnych rodzajów Sour Ale oraz leżakowaniu ich w dębowych beczkach. Początkowo zajmował się warzeniem tradycyjnych stylów, celowo rezygnując z masowego użycia amerykańskich odmiach chmielu, które były jednym z motorów napędowych tzw. piwnej rewolucji. Historia kwaśnych piw w wydaniu Cascade Brewing zaczęła się w 2005 roku, wpierw od warzenia bazowego piwa, a później dodawania do niego owoców oraz leżakowania w różnych beczkach. W 2010 roku browar otworzył Cascade Brewing Barrel House, określany również jako pierwszy krajowy "House of Sour". 

Do szerszego obiegu w Polsce piwa dotarły dopiero teraz, co było okazją do spotkania i ocenienia aż 9 różnych piw z amerykańskiego browaru.

niedziela, 19 lutego 2017

Brokreacja/Dukla - Nafciarz Dukielski


Piątkowy wieczór. Lokalna karczma położona na uboczu małej miejscowości, na którą rewolucja przemysłowa wpłynęła w szczególny sposób. Rolnicze tereny pokryte lasem szybów naftowych, lokalni rzemieślnicy którzy zatrudnili się przy wydobyciu, kępki gęstej trawy posklejane resztkami mazistej substancji, wytryskującej co chwilę z nieszczelnych rur wijących się niczym gąsienica wśród okolicznych łąk. Cała miejscowość przyduszona gorącym powietrzem do suchej i spękanej ziemi oczekuje na błogą ulgę, która nadejdzie wraz z zachodem słońca. Za drzwiami słychać coraz głośniej regularny rytm ciężkich kroków, stawianych pewnie raz za razem. W tle miło skrzypią lekko przyrdzewiałe naftowe kozły, które dawno nie zaznały ani krzty smaru. Obsługiwane codziennie przez tych samych ludzi, zdają się sprawiać wrażenie opuszczonych i zapomnianych. W końcu głośne kroki milkną, przeradzając się w mocne puknięcie w drzwi. Zniszczona robotą ręka powoli naciska klamkę, a do wnętrza karczmy wpadają ostatnie promienie zachodzącego słońca.

Przy kilkumetrowym barze siada chudy, lekko przygarbiony mężczyzna. Spodnie noszące ślady całego tygodnia pracy, torba z mieniącymi się resztkami przetartej skóry, zadbany i zawsze przyczesany wąs oraz włosy ułożone podmuchami letniego wiatru. Czwórka podróżników siedzących w kącie dobrze rozpoznaje profesję przybyłego gościa. To Nafciarz. Jeden z wielu pracujących i mieszkających w okolicy. Jego zmęczony wzrok powoli kieruje się w stronę jednego z czterech kranów, jakie posiada obecnie karczma. Zastanawia się chwilę i wybiera ciemne, ciężkie piwo. Zupełne przeciwieństwo jego postury, pozwalające na chwilę ulgi po tygodniu wyczerpującej pracy. 


Torfowo-czekoladowy aromat, przypominający dębowe beczki używane do produkcji whisky, powoduje uśmiech na jego twarzy. Powoli unosi delikatny pokal i bierze pierwszy łyk. Wytrawne, palone piwo o kremowej, gęstej konsystencji wypełnia jego usta. Akcenty gorzkiej czekolady i torfu, wyrazista pełnia oraz mocno wytrawny finisz, pozostawiający posmak whisky na podniebieniu, wyraźnie sprawiają przyjemność Nafciarzowi. Zaskoczony próbowanym przed chwilą piwem, z nutą ciekawości pyta barmana o pochodzenie ciemnego napoju. Ten lekkim przechyleniem głowy wskazuje w kierunku siedzących w kącie podróżników i szepce: piwowarzy z Krakowa. Czwórka mężczyzn z zainteresowaniem spogląda w kierunku drewnianego baru, rozświetlonego teraz szerokim białym uśmiechem Nafciarza. Przez chwilę wymieniają między sobą spojrzenia, po czym zmęczony robotnik wraca do swojego zajęcia. Ciemne piwo, przypominające wydobywaną w okolicy naftę, szybko znika w łapczywych ustach Nafciarza, który decyduje się sięgnąć po kolejny pokal. Tym razem barman proponuje mu coś nieco mocniejszego określonego znajomo brzmiącą marką "Imperial". 


Jeden z siedzących w kącie, z gęstą grzywą skrywającą czoło i specyficzną anteną przyczepioną do ucha, ze szczególną ciekawością przypatruje się ruchom posępnego robotnika. Ten przystawia powoli pokal do nosa. Torfowo-czekoladowy aromat przypominający praliny czekoladowe powoli rozpościera się przy barze, powodując jeszcze większą niż wcześniej radość Nafciarza. Tym bardziej nie może się powstrzymać przed spróbowaniem. Jeszcze bardziej czekoladowy, likierowy smak delikatnie dociera do kolejnych kubków smakowych. Lekka słodycz, dobrze ukryty alkohol, bogate i złożone ciało, doskonały balans, a także torfowy i wytrawny finisz nie pozwolą robotnikowi zapomnieć o tym, czego właśnie spróbował. Z wyraźnym rumieńcem na twarzy wstaje powoli ze swojego przykurzonego krzesła i podchodzi do czwórki podróżników. Krótko spogląda na brodatego osobnika z ogoloną głową, później na tego z dziwną anteną przy uchu. Wyciąga lekko zbrudzoną naftą dłoń w ich kierunku i wychrypuje: Wyśmienite.  Po czym wraca do baru, sięga po zniszczoną skórzaną torbę i znika za drzwiami karczmy czując za sobą satysfakcję czterech spotkanych mężczyzn. 


wtorek, 7 lutego 2017

Browar Absztyfikant wchodzi do gry!


Łukasz Szynkiewicz - piwowar Olimpu oraz człowiek od wszystkiego w Browarze Absztyfikant, postanowił przenieść swój domowy projekt na komercyjne warki i zadebiutować na rynku piw rzemieślniczych. W ten sposób w minionym roku w browarach Czarna Owca w Semlinie i Jan Olbracht w Toruniu powstały pierwsze piwa warzone pod marką Browar Absztyfikant. Debiutancki "Ostatni dzień grawitacji" miał premierę w przedostatni wieczór 2016 roku w gdyńskim Morzu Piwa. Dość dobrze oceniane Session IPA utorowało drogę dla kolejnej premiery - Hydrozagadki w stylu Salty Baltic Stout z dodatkiem soli oraz wody morskiej. 

Dwa piwa wypuszczone pod marką Absztyfikant nie były jednak pierwszymi komercyjnymi warkami autorstwa Łukasza - wcześniej warzył w toruńskim Olbrachcie w ramach współpracy browaru z piwowarami domowymi, a prawie dwa lata temu uwarzył razem z Olimpem Grodziskie, wg receptury która zajęła 1 miejsce w swojej kategorii na festiwalu Birofilia 2014. 

Doceniając lata doświadczenia Łukasza oraz mając pewność, że piwa zaprezentują wysoki poziom, nie musiałem podchodzić do piw z dystansem, jaki zazwyczaj przybiera się przy nowych browarach kontraktowych. Nie zastanawiając się długo sięgnąłem po Ostatni dzień grawitacji. 


Piwo oferuje lekki, słodowo-chmielowy aromat z wyraźną tropikalną nutą przywodzącą na myśl ananasa i mango. W smaku lekkie i wyraźnie owocowe akcenty przyjemnie łączą się z wyrazistą goryczką i ziołowo-leśną nutą. Na finiszu wyraźnie zarysowują się akcenty chmielu, a wszystkie elementy dobrze ze sobą współgrają. Jedynymi rzeczami jakie przeszkadzają mi w Ostatnim dniu grawitacji jest lekka wodnistość oraz zbyt duże nagazowanie kojarzące się z gazowaną wodą mineralną. Małe potknięcie przy dobrym debiucie.


Hydrozagadka intrygowała mnie od początku w dwóch aspektach - dodania do piwa soli oraz zaczerpnięcia tytułu z filmu Andrzeja Kondratiuka. Muszę przyznać, że tego kultowego dzieła jak dotąd nie oglądałem, ale piwo wyraźnie mnie do tego zachęciło. Połączenie soli i ciemnego piwa pojawiało się już kilka razy na rynku - enigmatycznie zabrzmiało jednak dodanie wody morskiej. Jak udała się Hydrozagadka?


W aromacie dominują akcenty paloności, likieru czekoladowego oraz lekko lurowatej kawy zbożowej. W smaku jest już bardzo przyjemnie - piwo jest gęste, kremowe, z wytrawną i paloną nutą, która na finiszu przechodzi w lekką słoność. Hydrozagadka przywołuje mi na myśl czekoladowe płatki zbożowe, które ktoś przez przypadek posolił. A może to nie był przypadek..? Kremowe odczucie i kawowo-zbożowe akcenty przekonały mnie, że był to udany eksperyment!